czwartek, 15 grudnia 1994

Kocham Górki...

"Kocham Górki, strasznie kocham, wszystko tam jest tak symbolicznie doniosłe"


- te słowa z Dziennika Zofii Nałkowskiej musiałam sobie nieustannie przypominać przez 15 lat mojej samotnej walki o utworzenie Muzeum Zofii Nałkowskiej.

Górki z 1977 roku, kiedy rozpoczynałam pracę nad koncepcją muzeum, w niczym nie przypominały znanego nam z przekazów literackich Domu nad Łąkami. Zdewastowany budynek, opuszczony już na szczęście przez przypadkowych lokatorów, przedstawiał straszny widok, a według opinii konserwatora nadawał się do rozbiórki.
Przegniłe ściany, odpadający tynk, wielokrotne przeróbki i grzyb zrobiły swoje, a resztę dopełnili lokatorzy, którzy nie odnawiali swych pomieszczeń od 1945 roku.

Wydawało się, że zbudowany w ciągu trzech miesięcy 1895 roku przez wiejskiego cieślę drewniany domek zostanie równie szybko odrestaurowany, i już jako muzeum, udostępniony publiczności.

Wtedy jednak nie znałam władz miejskich Wołomina i nie miałam dostępu do rękopisów Jerzego Surowcowa - artysty-dekoratora, który zjawił się tuż po wojnie w Wołominie, zamieszkał na pięterku Domu nad Łąkami, stając się już w 1955 roku inicjatorem utworzenia Muzeum Zofii Nałkowskiej. Wśród papierów po zmarłym w 1976 roku Jerzym Surowcowie, które dotarły do Muzeum Literatury po śmierci jego żony, znajduje się znamienny protokół z posiedzenia Społecznego Komitetu Utworzenia Muzeum Natkowskich w Wołominie z dnia 13 IV 1958 roku: "Niedopuszczalne jest żółwie tempo pracy Komitetu nie przejmującego się atakami prasy".

"W momencie, kiedy Ministerstwo Kultury zdobywa środki finansowe dla realizacji powstania placówki o kulturalnym znaczeniu na skalę krajową, w Wołominie panuje skandaliczny bezwład"
. Ta wypowiedź przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Sztuki nie straciła nic ze swojej aktualności po 20 latach i można ją odnieść do oceny działalności ówczesnego Urzędu Miasta i Gminy Wołomin. Rozpoczynając z nimi współpracę nie zdawałam sobie sprawy, że zetknę się z indolencją, nieudolnością, złą wolą, korupcją, a nawet z próbą straszenia mnie "Partią" przez wiceprzewodniczącego Urzędu. Kiedy w 1978 roku otrzymałam do wglądu projekt techniczny rekonstrukcji budynku wydawało mi się, że to tylko bezmyślność urzędników spowodowała powstanie planów przebudowy domu ubogiego geografa w nowobogacką willę, otoczenie jej amfiteatrem i parkingiem dla całego miasta.

Projekty przewidywały także wyasfaltowane, sześć metrów szerokości liczące ścieżki, wycięcie drzew (co zostało wykonane w czynie partyjnym) oraz tzw. małą architekturę, wśród której znalazły się betonowe żaby. Opłacone sowicie, budziły tak wiele wątpliwości, iż konserwator zabytków Miasta Stołecznego Warszawy, któremu przedstawiłam projekty do konsultacji, pismem z 14 VII 1978 roku nie zatwierdził ich do realizacji. Po wielkich planach zostały tylko schody nierówno położone z płyt chodnikowych oraz wykopana sadzawka, zwana przez ówczesnych wołomińskich urzędników Wydziału Kultury "akwenem wodnym".

W obawie przed dalszą dewastacją domu Nałkowskich, przed niszczeniem krajobrazu, który stanowić miał integralną część przyszłego muzeum, wystąpiłam z wnioskiem o wpisanie Górek do rejestru zabytków kultury, co nastąpiło w roku 1982. Prawie od początku mojej działalności towarzyszyła mi i wspomagała swoim autorytetem doc. dr hab. Hanna Kirchner i red. Wiesław Budzyński, który swoimi artykułami w czołowej prasie literackiej tego okresu zmuszał urzędników wołomińskich do podjęcia właściwych działań.

Nasze wspólne wysiłki przyczyniły się do tego, że autorem nowego projektu rekonstrukcji domu Nałkowskich został inż. Zbigniew Wilma. Zanim projekt został zrealizowany, w trakcie budowy ginęły materiały budowlane, m.in. drewno, kamienie z piaskowca na podmurówkę do ogrodzenia, a nawet bele siatki ogrodzeniowej, wykorzystane w prywatnych ogródkach działkowych. Próbowano też po prostu sprzedać dom po dokonanej przebudowie.

W roku 1992, już po kolejnej zmianie we władzach miasta Wołomina, zdecydowano się otworzyć Muzeum mimo braku ogrodzenia i braku funduszy na wyposażenie wnętrz i realizację ekspozycji. Prace nad scenariuszem wystawy, doborem eksponatów i aranżacją plastyczną wnętrz zajęły mi już tylko symboliczne trzy miesiące, nie licząc oczywiście 15 lat nadzoru merytorycznego. Przy tworzeniu Muzeum niezwykle pomocną okazała się Halina Wojakowska - komisarz wystawy.

Kustosz Marzena Kubacz i dyrektor Jan Czyżmański, obecni pracownicy Muzeum starają się z powodzeniem przywrócić dawną atmosferę Domu nad Łąkami, który stał się miejscem spotkań naukowych, wieczorów literackich i koncertów poetycko-muzycznych.

mgr Jolanta Pol
grudzień 1994

Brak komentarzy: